No witam!
Z tej strony Marcelina, obserwujesz fotograficzny newsletter, dlatego został do Ciebie wysłany ten list. A dziś będzie o niczym.
xxx
Piszę ten newsletter we wtorek, mamy godzinę 10:00 rano. Coś tam klepię, ale słabo idzie. Sprawdzam zegar, jest 14:36. Zdołałam już dwa razy skasować treść listu, bo wydała mi się bez sensu. Miało być o nudzie, ale nie czułam się na tyle pewnie, by pisać nawet o takim temacie.
Ten tydzień zdecydowanie nie smakuje jak miodownik. Nie mam w tej chwili motywacji, choć przygotowany jest cały plan działania. Zastanawiam się, jak mogę podnieść swoje umiejętności w pisaniu, w fotografii, po czym włączam Jezioro Marzeń i narzekam na włosy Dawsona.
Jestem poirytowana, bo jak już biorę się za robotę, to czuję, że coś po drodze partaczę. Biję się z myślami “Kobieto! Nie wymyślaj sobie problemów!!!”. I jedyne, na co mnie stać to mycie kibla albo obieranie ziemniaków na łódeczki z piekarnika (swoją drogą kocham ziemniaki).
A ja tutaj przecież chcę porywać tłumy robieniem autoportretów, lubieniem siebie na zdjęciach, zarażaniem kreatywnością. Chcę, żebyś idąc na spacer ze starego patyka zrobiła sobie koronę do zdjęć. Co tam koronę, zamek! Ale w tej chwili, czuję się jak mój japonek, któremu pękła podeszwa i nie nadaje się do niczego.
Wiem, że to jest przejściowe, to nie mój pierwszy raz, ale i tak ten stan jest dość męczący.
Wybacz treść tego listu, ale czasem mnie tak zatka, że zostaje mi przeczekać.
Z końca kanapy
Marcelina
Jak na razie mój ulubiony, świetnie napisany, prawdziwy. Następnym razem jak będę leżał pod pościelą w smucie i bezsilności (nienadający się do niczego, jak ten japonek), na pewno przeczytam ten newsletter ponownie :)